Recenzja filmu

Opowieści taboru cygańskiego (2006)
Jasmine Dellal
Esma Redzepova
Antonio El Pipa

Nie tańcz cyganie

Ciekawy portret globalnej społeczności cygańskiej na przykładzie trasy koncertowej po USA pięciu grup romskich muzyków. Dokument muzyczny porównywany z "Buena Vista Social Club", najciekawiej
Ciekawy portret globalnej społeczności cygańskiej na przykładzie trasy koncertowej po USA pięciu grup romskich muzyków. Dokument muzyczny porównywany z "Buena Vista Social Club", najciekawiej wypada w momencie gdy muzyka milknie. Ten film porywa do tańca i pisze to pełną świadomością kiczowatości podobnych stwierdzeń. Przez prawie dwie godziny oglądamy muzyczne szaleństwo. Muzycy z Hiszpanii, Macedonii, Indii i Rumunii, w swej podróży przez Stany nie odpuszczają ani na chwilę. Każdy koncert to sto procent normy, stylistyka rozciągnięta od folku, przez tradycyjne ludowe brzmienia po prawie rocka. Kolejne sale, w których występują muzycy pękają w szwach, a atmosfera karnawału udziela się tak słuchającym ich na żywo gościom, jak i widzom w kinie. Zwłaszcza, że Jasmine Dellal reżyseruje z maestrią, której pozazdrościć by jej mogli najwięksi spece od muzycznych widowisk. Dlaczego więc muzyka w tym dokumencie, paradoksalnie wydaje mi się mniej istotna. Bo to już po prostu znam. Muzyka jako wielka opowieść o kulturze, obraz społeczności zaklęty w dźwiękach i gestach. To przypadek wspomnianego filmu Wendersa, ale też doskonałej "Iberii" Carlosa Saury. Jednak to w co w filmie Dellal robi największe wrażenie, to co widzimy kiedy znika sztafaż "roztańczonego Cygana". Reżyserka prowadzi narrację dwutorowo. Zestawia koncertowy ferror z codziennym życiem i traumami stojącymi za muzyczna witalnością. Ta ostatnia jest tylko próbą obrony, ucieczki terapii. Poznajemy Harisha, tancerza z Rajastanu. Z uśmiechem opowiada o tym czym jest dla niego taniec, by płynnie przejść do opowieści o śmierci rodziców gdy miał zaledwie 15 lat. Taniec daje pocieszenie, ale nie daje zapomnienia. Juana, hiszpańska pieśniarka, zmywając naczynia, opowiada jak, w wyniku przedawkowania narkotyków, prawie straciła męża i syna. - Zapewne stąd wziął się ból w moim głowie - dodaje Nie ma w tych wyznaniach grama czułostkowości, czy taniej emocjonalnej konfekcji. Kamera Dellal, tak inwazyjna podczas scen koncertowych, w obliczu tych osobistych konfesji, zachowuje podziwu godny dystans. Pozwala wypowiedzieć ludziom swoje historię, tak w słowie jak muzyce. Jednak największą zasługa "Opowieści cygańskiego taboru" jest złamanie pewnego stereotypu. To już drugi film amerykańskiej reżyserki poświęcony Romom. "American Gypsy" był ostrym dokumentem ukazującym trudną sytuację Cyganów, pełen buntu, a momentami mocnych oskarżeń. W "Opowieściach..." ton się zmienia, mniej jest zaangażowania, więcej eligijności, wyrozumiałości czy czułości. Ale cel pozostaje podobny. Przyzwyczajeni do stereotypowego wizerunku Cygana, czy to jako złodzieja, czy tez wolnego ptaka bez gniazda, zostajemy skonfrontowani z mozaiką półprawd, fałszywych wyobrażeń i autentycznych emocji. - A jakie jest Wasze wyobrażenie o Romach - pytała reżyserka podczas warszawskiej konferencji Po obejrzeniu tego filmu trudno o jednoznaczną odpowiedź. Życie zawsze przerasta nasze higieniczne o nim wyobrażenia. To moment refleksji nie do przeceniania, warto się jej poddać zanim znów ruszymy w kolorowy tan.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones